...Modlitwa jest zwierciadłem, w którym dusza widzi swe myśli... bł. s. Sancja
29 sierpnia 2022 roku przypada 80 rocznica śmierci błogosławionej s. Sancji. Postać Siostry Sancji ma wiele do powiedzenia w obecnych czasach. Życie młodej chrześcijanki proponuje nie starzejące się nigdy wartości i cnoty. Pokazuje przede wszystkim młodemu pokoleniu, że miłość Boga powinna zajmować centralne miejsce w jego życiu.
Na jej przykładzie możemy zrozumieć, iż zadanie, które postawił przed człowiekiem Bóg: "Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty" (1 P 1,15-16) możliwe jest do wypełnienia.
Bardzo pragnę, abyśmy wszyscy, szczególnie młodzież, przez lepsze poznanie skromnej osoby Siostry Sancji, uczyli się tego, w jaki sposób żyć, by nie stracić życia i być szczęśliwym - mówi ks. Arcybiskup Stanisław Gądecki.
Siostra Sancja - Janina Szymkowiak (1910 - 1942)
Urodziła się 10 lipca 1910 roku w Modzanowie, w rodzinie zamożnej, pielęgnującej autentyczne wartości religijne i patriotyczne. Była najmłodszą i jedyną córką z pięciorga dzieci. Mieszkająca na terenie zaboru pruskiego, naukę rozpoczęła w niemieckiej szkole, później została uczennicą polskiego Liceum i Gimnazjum Humanistycznego w Ostrowie Wielkopolskim. Koleżanki wspominają ją jaką tę, na którą zawsze można było liczyć. Już wtedy wyróżniała się wzorowym zachowaniem, pilnością w nauce i szczerą pobożnością. Pociągała innych swą prostotą, skromnością i pogodą ducha. W stosunku do koleżanek serdeczna, ofiarna, ale nigdy nie narzucała się otoczeniu. Niełatwo też pasowała swe koleżanki na przyjaciółki. Była prostolinijna i refleksyjna, wrażliwa na przyrodę, potrafiła ująć koleżanki dobrocią, sprawiedliwością, poczuciem humoru i młodzieńczą radością. Uzdolnienia językowe i humanistyczne nie zwalniały jej od wzmożonego wysiłku w opanowaniu - trudnej dla niej - matematyki.
Głębokim przeżyciem dla Janiny były święcenia kapłańskie i prymicje jej brata Eryka. Miała wówczas 17 lat. Widząc szczęście swego brata kapłana, wyznała mu, że ona też chce być szczęśliwa i pójdzie do klasztoru. Tymczasem, gdy zdała egzamin dojrzałości, rodzice zdecydowali, by zdobyła sztukę prowadzenia domu, gdyż pragnęli wydać ją za mąż i mieć oparcie w podeszłym wieku. Janina jednak nie myślała o tym. Zdołała przekonać rodziców i po rocznej przerwie rozpoczęła studia na Uniwersytecie Poznańskim na wydziale prawa. Wkrótce zrozumiała, że od prawa bardziej odpowiadają jej studium języków obcych. Dlatego przenosi się na filologię romańską, którą kontynuowała ze zwykła sobie sumiennością i obowiązkowością. Okres studiów był dla niej czasem usilnej pracy umysłowej i głębokiego życia wewnętrznego. Codzienna Msza i Komunia św., lektura religijna, udział w rekolekcjach zamkniętych stanowiły dla niej dobrą płaszczyznę dla jej działalności apostolskiej.
W 1934 roku wyjechała do Francji, by lepiej przygotować się do egzaminu magisterskiego z języka. Jej decyzja spotkała się z oporami rodziny, która ponawiała plany wysuwane wobec niej po maturze. Będąc w sanktuarium w Lourdes, podjęła decyzję o wstąpieniu do klasztoru. Jednak rodzina musiała wrócić do kraju. Pożegnała się jednak tylko z Francją, ponieważ ideały, którym pragnęła tam służyć, nadal w niej żyły. Po powrocie do domu rodzinnego jeszcze krótki czas żyła nadzieją, że zostanie przez siostry oblatki ponownie przyjęta, lecz wystosowana prośba spotkała się z odpowiedzią odmowną.
Najlepiej rozumiała się z bratem Erykiem. U niego szukała zrozumienia i oparcia. Do Drobina, gdzie był proboszczem, droga prowadziła przez Poznań. Tutaj z przyjaciółką odwiedziła dom sióstr Serafitek przy ul. Św. Rocha 13, który wywarł na niej wielkie wrażenie. Serafitki pracowały także w parafii ks. Eryka. Mogła im także bliżej przypatrzyć się w Lesznie w prowadzonym przez siostry domu sierot. Uświadomiła sobie wtedy, że Bóg powołuje ją do Sióstr Serafitek.
27 czerwca 1936 roku wstąpiła do domu zakonnego Sióstr Serafitek przy kościele parafialnym św. Rocha, który odtąd już do końca pozostał jej domem. Czas przygotowania i próby w postulacie zakończył się dla niej latem w 1937 roku. 29 lipca odbył się obrzęd obłóczyn, czyli przywdzianie habitu. Odtąd z woli przełożonych i w imię Trójcy Świętej zwać się będziesz siostrą Marią Sancją - usłyszeli słowa kapłana-celebransa o. Madejskiego wypowiedziane nad Janiną. Po uroczystościach następowały po sobie codzienne zajęcia, obowiązki i prace. Życie szare wyznaczone ramami reguły. Ale ona wiedziała, po co i dlaczego się tutaj znalazła. Swe koleżanki z nowicjatu przerastała wykształceniem a może także wyrobieniem wewnętrznym, postawą religijno-moralną. Ale nie chciała się tym wyróżniać ani też nie chciała tego, aby ją wyróżniano. A kolejne dni niosły "próby powołania", badanie pokory, niejednokrotnie nawet upokorzenia. W nich dojrzewała do swojej miłości. Nie bez trudu. Wrażliwa z natury odczuwała je boleśnie, ale znosiła spokojnie. Przyjmowała uwagi bez usprawiedliwiania się i tłumaczenia.
Po rocznej próbie w nowicjacie 30 lipca 1938 roku złożyła pierwsze śluby. Wchodziła w rytm życia zakonnego po drodze wcale nie usłanej różami. W zakonie na dalsze życie siostry Sancji złożyły się prawie same porażki. Bez widocznej satysfakcji osobistej, ale też bez buntu czy choćby szemrania.
Dalszy etap jej trudnej miłości, to ochronka parafialna dla dzieci. Siostrze Sancji nie udało się zdobyć należytego przygotowania zawodowego do tej misji. Ale przyjęła decyzję przełożonych spokojnie i bez zastrzeżeń na stanowisko dla niej bardzo trudne. Podejmowała więc znowu usilne starania, aby podołać swoim obowiązkom. Niosła podopiecznym to, co sama miała w obfitości - dobroć, spokój i uśmiech. Uczyła miłości do Serca Bożego. W naramowickiej ochronce nie odniosła wielkich sukcesów, a choroba gardła przyśpieszyła powrót do domu przy ul. Św. Rocha.
Uczestniczyła w rocznym kursie aptekarskim. I tutaj wykazuje się dokładnością, pracowitością, koleżeńskością. Jednak i tego kursu nie dane było jej skończyć. Na przeszkodzie stanęła druga wojna światowa, a więc kolejne niepowodzenie. Fala terroru hitlerowskiego nie ominęła domu Sióstr Serafitek. Siostry musiały opuścić klasztor. Dalsze niepowodzenia dzieli ze współsiostrami. Nie oszczędził ich los zgotowany całemu narodowi. Głód. Brak opału. Na domiar złego w czasie silnych mrozów popękały kaloryfery. I w tych warunkach s. Sancja nie narzekała. Pracowała i bardzo dużo się modliła. Sytuacja polepszyła się nieco, gdy władze hitlerowskie przeznaczyły klasztor na hotel. Siostry niepewne swojej przyszłości miały jednak mieszkanie i pracę. Niektóre z nich skorzystały z możliwości, aby powrócić do swoich rodzin. Ona jednak została. Cieszyła się z udziału w każdej Mszy św., którą konspiracyjnie odprawiano, mimo stałej obecności niemieckiego wojska. Jakby tych krzyży było mało - nadeszła dla niej bardzo bolesna wiadomość. Jej brat ks. Eryk - w czasie spieszenia z posługą kapłańską do rannych został zabity odłamkiem bomby. Nie pokazała, jak wiele kosztowało ją to przyjęcie woli Ojca. Powiedziała tylko do współsiostry: "Widocznie już dojrzał do nieba." Prowadziła wtedy życie bardzo rozmodlone, dialog z Chrystusem o umęczonej Ojczyźnie, Pomordowanych i uwięzionych, cierpiących i wypędzonych z własnych domów.
Większość prac wokół domu wykonywali jeńcy francuscy i angielscy, siostra Sancja znając język angielski, francuski i niemiecki podjęła się roli tłumaczki między Niemcami a nimi. W końcu więc okazała się przydatna. Nawiązała się też nić zrozumienia, tym bardziej, że swą godną postawę wspierała dobrocią, pogodą ducha, budzeniem nadziei na ich przyszły powrót do rodzinnych krajów. Szanowali ją bardzo ci ludzie rzuceni na polską ziemię. Wysoko cenili. Była im bardzo potrzebna. Dopiero wtedy, w dniach ponurej okupacji wykorzystała dla sprawienia innym przyjemności swoje ukrywane talenty: grę na fortepianie i malarstwo.
Jeszcze jedna sprawa o której nie można tu nie wspomnieć. Już w nowicjacie zwierzyła się przyjaciółkom z zaskakującej tajemnicy - musi dobrze przeżyć dany jej czas i solidnie go wykorzystać; musi być świętą, bo za sześć lat umrze. Siostry przypomniały te słowa, kiedy jej mało odporny i delikatny organizm nie wytrzymywał ciężkich warunków okupacyjnych. Poważnie zachorowała, co skłoniło przełożoną do zalecenia jej odpoczynku. Mimo zwiększonej troski stan zdrowia zdecydowanie się pogarszał. Postępujący zanik głosu i ostre bóle gardła - było to ostatnie stadium gruźlicy gardła. Nie było więc ratunku.
Dnia 6 lipca 1942 roku złożyła śluby wieczyste w celi zakonnej. Apostołowała wtedy głównie cierpieniem cichym i cierpliwym. 29 sierpnia 1942 roku dzień jej imienin i ostatni dzień życia. Zaraz po północy powiedziała przełożonej, że właśnie dzisiaj umrze i pragnie się przygotować na spotkanie z Bogiem. Przed śmiercią złożyła zapewnienie wypowiedziane do siostry przełożonej o tym, że będzie spieszyła jej, całemu zgromadzeniu i innym ludziom swoją pomocą:
"Polecaj mi swoje trudności i sprawy,
a ja, kiedy będę u Jezusa załatwię je,
bo pragnę być posłuszna i po śmierci(...).
Umieram z miłości a Miłość miłości niczego odmówić nie może".
Zdumiewająca pewność niepozornej i cichej zakonnicy. I ogromna wiara w Boga, Który ukochał świat i dał samego siebie, Abyśmy życie mieli.
Była sobota, godzina 9.00. Gdy nazajutrz pracujący jeńcy wojenni zapytali o swoją tłumaczkę, zaprowadzono ich do pomieszczenia, w którym umarła. Modlitwą i wzruszeniem żegnali siostrę Sancję, którą za życia nazywali aniołem dobroci, a teraz po prostu świętą Sancją.
Litania i modlitwy do s. Sancji
Etiuda dokumentalna
Etiuda dokumentalna poświęcona życiu Bł. Sancji Janiny Szymkowiak. W filmie odwiedzamy Możdżanów - miejsce urodzin Bł. Sancji oraz Poznań - miasto, w którym studiowała, pomagała ubogim oraz wstąpiła do Zakonu Serafitek.